JUBILEUSZ ŚNK

JUBILEUSZ ŚNK

Spotkanie jubileuszowe ŚNK


Z okazji 20. edycji Święta Niemego Kina zapraszamy na jubileuszowe spotkanie poświęcone początkom tego niezwykłego festiwalu. Gośćmi będą pomysłodawcy i założyciele Święta, a także ludzie, którzy je współtworzyli w pierwszych latach jego istnienia. Wspomnienia i anegdoty zza kulis pokażą nam, jak bardzo przez te dwie dekady zmienił się świat: nie tylko technologie, możliwości i samo kino Iluzjon, lecz także podejście do organizacji archiwalnych przeglądów filmowych. 

Spotkanie wspomnieniowe uświetni projekcja „Tajemnicy pokoju numer 100” oraz innych unikatowych materiałów filmowych i pamiątek związanych ze Świętem Niemego Kina. 

Spotkanie poprowadzi Michał Pieńkowski. 


ŚRODA  |  17 WRZEŚNIA


16:00 | SALA STOLICA

Spotkanie jubileuszowe

Tajemnica pokoju nr 100

(Tajemnica pokoju nr 100), PL, 1914, 20'

 muzyka na żywo: Ovni Trio (Macio Moretti/Bartosz Tyciński/Miłosz Pękala)


KUP BILET


- Byłaś jedną z inicjatorek Święta Niemego Kina. W tamtych czasach filmy nieme nie cieszyły się zainteresowaniem widzów, skąd więc pomysł na tak niecodzienną imprezę?

- Pracowaliśmy w zespole filmografów, wówczas czteroosobowym, i opracowywaliśmy filmy z naszych zbiorów, m.in. nieme. Od filmu do filmu okazało się, że niektóre z nich są niezwykle interesujące. W tamtym czasie doszło też do odnalezienia dwóch filmów polskich: „Mocnego człowieka” w Belgii i „Tajemnicy pokoju nr 100” w Holandii. Po ich obejrzeniu uznaliśmy, że to jest coś niezwykłego i że trzeba zaprezentować je szerszej publiczności.

- To tylko dwa tytuły, a podczas pierwszej edycji Święta odbyło się 11 pokazów. Jak wyglądała praca nad programem? Czym kierowaliście się przy wyborze filmów?

- Na początku wybieraliśmy te filmy, które po prostu nam się spodobały. Nie chcieliśmy, żeby to były sztandarowe arcydzieła i głośne tytuły. Chcieliśmy pokazać filmy nieznane, a godne uwagi – i to był pierwszy klucz. Bazowaliśmy przede wszystkim na zasobach Filmoteki. Kiedy przyjeżdżali nasi goście z Francji, najpierw wnuk Emila Cohla, potem potomkowie Mélièsa i Starewicza, przywozili także filmy ze swoich kolekcji. Potem szukaliśmy różnych ciekawostek w zagranicznych archiwach, jak „Zaginiony świat” sprowadzony z Czech, czy pierwsze filmy erotyczne z Austrii. Zawsze jednak naszą główną zasadą było to, że na otwarcie Święta prezentowaliśmy film polski. To był fundament tego festiwalu.

- Przygotowanie Święta to nie tylko wybór filmów, które zostaną pokazane publiczności. Co jeszcze trzeba było zrobić, żeby publiczność mogła przeżyć te magiczne chwile?

- To rzeczywiście była magia. W kinie panowała niezwykła atmosfera, a tworzyła ją cała grupa ludzi: wolontariusze, kinooperatorzy, kasjerzy, bileterzy… Ale to, co było w kinie, to było już tylko zwieńczenie całego procesu, natomiast wcześniej były całe miesiące przygotowań. To była praca absolutnie od A do Z. Cały festiwal tworzyły cztery osoby, moi świetni koledzy: Joanna Drzazga, Andrzej Kawecki, którzy już nie pracują w Filmotece, Agata Zalewska oraz ja. Do tego zespołu dołączył Pedro Gonzales, który się zajmował wszystkimi sprawami związanymi z muzykami, a później zastąpił go DJ Maciek Wyrobek, niestety już nieżyjący.

Przygotowywaliśmy cały festiwal od strony merytorycznej: wybór filmów, ich opis, przygotowanie materiałów festiwalowych, marketing, promocja, a także cała logistyka: wybór firm, które zajmowały się nagłośnieniem, wypożyczały sprzęt muzyczny, np. fortepiany, które trzeba było jeszcze wnieść i wynieść. Zorganizować pracę w kinie, przedstawić plan kinooperatorom, kasjerom, bileterom. Trzeba było także przygotować zaplecze w kinie. Zaplecze było bardzo małe, w pewnym momencie okazało się, że niewystarczające i wtedy wypożyczaliśmy luksusową przyczepę campingową, w której była garderoba dla muzyków. Do tego dochodziło załatwienie noclegów dla artystów i gości – na naszej głowie było absolutnie wszystko. To było trudne dla tak małej garstki osób, ale mieliśmy wolontariuszy i przyjaciół. Atmosfera była niemal rodzinna, każdy chciał jakoś pomóc, żeby to się po prostu udało. Do tego była fantastyczna publiczność, która także tworzyła ten niezwykły nastrój.

- Święto Niemego Kina to także niezwykłe występy muzyków.

- Nieznane filmy nieme nie przyciągały widzów. Magnesem dla publiczności mieli być znani muzycy. I rzeczywiście: ludzie myśleli, że przychodzą na koncert, a na miejscu się okazywało, że przychodzą na wydarzenie, które nie jest tylko filmem, nie jest tylko koncertem, ale jakimś nowym rodzajem sztuki. Trudno to określić, ale tak to odczuwaliśmy.

- Jak wyglądał wybór artystów podczas pierwszych edycji?

- Współpracował z nami Pedro Gonzales, później zastąpił go DJ Maciek Wyrobek. To oni zajmowali się stroną muzyczną Święta. Filmy reprezentowały różne gatunki, więc chcieliśmy, żeby muzyka także była bardzo różnorodna, żeby to nie był tylko festiwal jazzu, czy muzyki niszowej, ale żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Nieraz artyści dobierani byli na zasadzie kontrastu. Ta rozpiętość muzyczna była niezwykła: począwszy od grupy rockowej Brygada Kryzys i Voo Voo przez zespoły jazzowe, Urszulę Dudziak, Motion Trio aż po chór z kwartetem smyczkowym czy śpiewaczki operowe… Występ Małgorzaty Walewskiej do filmu z Polą Negri był zresztą jednym z najciekawszych projektów.

- Święto Niemego Kina okazało się niesłychanym sukcesem. Z miejsca stało się sztandarową imprezą Filmoteki. Spodziewaliście się takiego sukcesu?

- Tego nie można się spodziewać, zwłaszcza, że robiliśmy to po raz pierwszy. Bardziej kierowała nami pasja i przekonanie, że organizujemy coś niecodziennego. Przy pierwszej edycji miałam duszę na ramieniu, bo nie było wiadomo, czy przyjdą ludzie, czy to się wszystko uda, czy nie będzie żadnej wpadki, a jednak okazało się, że ludzie przyszli i wszystko się podobało. Ale prawdziwy sukces rozpoczął się od drugiej edycji, która była czymś zaskakującym również dla nas. O tak nieprawdopodobnej frekwencji może marzyć każdy organizator. Od kas odchodziły całe tłumy zawiedzionych ludzi, dla których nie starczyło miejsc. Zainteresowanie było ogromne, z powodzeniem można by było te seanse powtarzać, gdyby były warunki i możliwości, ale wtedy to było nierealne. Raz się zdarzyło, że na gorąco zrobiliśmy dodatkowy seans – to były filmy erotyczne z muzyką N.O.T. & Cool Kids of Death. Seans zaczął się o północy, a mimo tego frekwencja była ponad stuprocentowa.

- Jednym z dowodów na to, że Święto było strzałem w dziesiątkę, jest fakt, że pierwszy i przez wiele lat jedyny polski film niemy wydany na DVD to „Mocny człowiek”, od którego wszystko się zaczęło z muzyką tria Maleńczyk-Tuta-Rutkowski, przygotowanej właśnie na Święto Niemego Kina.

- „Mocny człowiek” był pokazany na pierwszej edycji. Publiczności bardzo się to spodobało, ta muzyka doskonale pasowała do filmu. Po dwóch latach, kiedy obchodziliśmy 50-lecie Filmoteki, postanowiliśmy wydać ten film na DVD. To był taki prezent na jubileusz Filmoteki. Kosztowało to wiele pracy, ale się udało.

- Czy mieliście jakieś programowe marzenia, których nie udało się zrealizować?

- Mieliśmy plany, żeby zaprosić jakiegoś znanego muzyka zagranicznego, ale trzeba pamiętać, że to było 18 lat temu: warunki były zupełnie inne, nie było takiego systemu dotacji, jak teraz. Trudno zorganizować festiwal tak bogaty w wydarzenia bez pieniędzy. Muszę podkreślić, że wielką pomocą był nasz sponsor. Udało się do współpracy zaprosić bank ING Nationale Nederlanden, który był z nami przez kilka edycji. Docenili nasz pomysł, choć startowaliśmy od zera, nie mieliśmy żadnej przeszłości, żadnych dokonań. Pomagali nam także w organizacji jubileuszu Filmoteki, który był połączony z trzecim Świętem. Odbył się wtedy specjalny pokaz w Filharmonii Narodowej, podczas którego Leszek Możdżer i Adam Makowicz grali do przedwojennych filmów o Warszawie.

Jeśli chodzi o program, to wielu zamiarów nie udało się zrealizować. Jeden z bardziej wyjątkowych pomysłów dotyczył szczególnej osoby: zaprosiliśmy księżną Matyldę, żonę następcy tronu belgijskiego, która ma polskie pochodzenie. Była bardzo zaskoczona tym, że polski film, „Mocny człowiek” został odnaleziony właśnie w królewskim archiwum filmowym w Belgii. Napisała do nas bardzo miły list, że bardzo ją to zainteresowało, ale niestety nie mogła przybyć.

- Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane ze Świętem?

- Nie oglądałam wszystkich pokazów, niektóre oglądałam tylko częściowo, bo organizatorzy niestety w czasie seansów muszą też pracować. Największe wrażenie, które zapamiętam na zawsze, zrobił na mnie film „Krew na piasku” z Rudolfem Valentino z muzyką hiszpańską. Grupa Flamenco Passion poza muzyką wykorzystała także elementy tańca. To było coś niebywałego, jak to zagrało z obrazem. Po pokazie widzowie nam o tym opowiadali, ale było widać też reakcję publiczności, wiele osób miało łzy w oczach. Trudno opowiedzieć takie wrażenia.

Bardzo wzruszający był pokaz „Mocnego człowieka” podczas czwartej edycji, kiedy z Francji przyjechała rodzina jednej z aktorek, Marii Majdrowiczówny. No i legendarny pokaz „Zaginionego świata” z muzyką Mitch & Mitch – takiego seansu nie widziałam nigdy. To już nawet nie był nadkomplet, wszystko było zajęte, łącznie z podłogą.

Ogromnie miła była reakcja prasy. Dziennikarze sami pisali o tym festiwalu i go recenzowali. Szczególnie utkwiło mi w pamięci zdanie w jednej z gazet: „Niemy zachwyt. Dziękujemy ci Filmoteko”.

Dziś patrzę trochę z niedowierzaniem, że mimo trudnych warunków udało się wtedy zorganizować tak wiele niezwykłych pokazów. Cieszę się, że festiwal istnieje już tyle lat, że przetrwał mimo wielu zawirowań i zmian w Filmotece. Sukcesem jest przede wszystkim to, że dziś można pokazywać te filmy następnemu pokoleniu i że idea prezentowania niemych filmów z muzyką na żywo – jest wciąż żywa i atrakcyjna.

rozmawiał: Michał Pieńkowski

 


-
Podczas pierwszych edycji Święta Niemego Kina to właśnie Ty byłaś odpowiedzialna m.in. za gości zagranicznych. Jak doszło do tego, że potomkowie wielkich filmowców znaleźli się w Iluzjonie?

Zaczęło się od tego, że przeglądając filmy, Andrzej zwrócił uwagę na niemy film animowany „Przygody leniuchów” z 1918 Émile’a Cohla. Kiedy zaczął szukać informacji o jego twórcy, zorientował się, że żyje jego wnuk Pierre Courtet-Cohl. Wpadliśmy na szalony pomysł, żeby go zaprosić. Napisałam do niego list, że banda lekko zwariowanych ludzi z Filmoteki Narodowej w Warszawie organizuje przegląd niemego kina z muzyką na żywo i chciałaby pokazać ten film, prosiliśmy też o więcej informacji o dziadku. Odpisał nam, że to, co posiadamy to tylko część większej całości i że chętnie do nas przyjedzie i zaprezentuje coś więcej. Pamiętam, że kiedy dostaliśmy jego odpowiedź, to był szał radości w naszym pokoju. We współpracy z ambasadą Francji zorganizowaliśmy jego pobyt. Był gościem specjalnym pierwszej edycji Święta Niemego Kina i tak mu się spodobało, że potem odwiedził nas jeszcze dwa razy. Podczas następnej wizyty przywiózł nam na trzydziestce piątce tę część „Przygód leniuchów”, której brakowało w naszej kopii.

Ta atmosfera, ten optymizm i entuzjazm, które panowały podczas pierwszej edycji tak mu się spodobały, że opowiedział o nas innym potomkom ojców francuskiej kinematografii.

To dzięki jego rekomendacji mogliśmy potem gościć i to dwukrotnie (2005 i 2006) prawnuczkę Georgesa Mélièsa (Marie-Hélène Lehérissey Méliès) i jego pra-prawnuka (Lavrence Lehérissey - pianistę), wnuczkę Władysława Starewicza (Leona Beatrice Martin Starewitch) i… córkę Abela Ganca (Clarisse Gance).

W każdym razie zaczęło się od wizyty Pierre’a Courtet-Cohla.

Oprócz tego, że był gościem na pierwszym Święcie, przywiózł także całą wystawę pamiątek po dziadku. Ich odbiór z cargo (10 metalowych skrzyń) również odbył się na wariackich papierach, pożyczoną od znajomych furgonetką. Ale dzięki temu zaczęliśmy naprawdę w spektakularnym stylu. W hallu kina zaprezentowaliśmy 40 obrazów Emila Cohla. Pamiętam, że nawet ludzie z branży byli zaskoczeni, że udało nam się zorganizować tę wystawę.

Prawnuczka Georgesa Mélièsa, Marie-Hélène Lehérissey Méliès, która przywiozła taśmy na pokaz w bagażu osobistym, zażądała wizyty w kabinie projekcyjnej. Zaprowadziłam ją do iluzjonowej kabiny i przedstawiłam Janka. Po zlustrowaniu sprzętu i kinooperatora powiedziała „nada się”, dla Janka to było wielkie wyróżnienie: aprobata od samej potomkini ojca kinematografii!

Ogromne wrażenie zrobił na niej wystrój kina (na czarnym tle białe figury z filmów Mélièsa), a przede wszystkim gigantyczny księżyc z kultowego filmu „Podróż na księżyc”, (który prawnuczka przywiozła w przepięknej odrestaurowanej wersji), do tej pory towarzyszący mi w biurze!

- Jak wyglądało przygotowanie programu?

Bazowaliśmy na filmach z naszych zbiorów. Wszystkie z nich oglądaliśmy w nieistniejącej już salce projekcyjnej w naszej siedzibie przy Puławskiej. Przeglądom tych filmów nieraz towarzyszyły wielkie wzruszenia. Kiedy oglądaliśmy film „Samotni”, to sami ryczeliśmy jak bobry i już wtedy wiedzieliśmy, że musimy to pokazać, bo to będzie szał. Do samych filmów dochodziły nazwiska wspaniałych muzyków, którymi Pedro sypał jak z rękawa. Niesamowite było to, że podczas każdej edycji był jakiś artysta z zagranicy, którego nazwisko nie mówiło nam nic, a który jednak przyciągał tłumy.

- Zorganizowanie Święta Niemego Kina, jak każde prekursorskie przedsięwzięcie, zapewne wiązało się z wieloma trudnościami?

Trudności organizacyjnych zawsze była cała masa. Jedną z nich były miejsca parkingowe. Każdy bywalec Iluzjonu wie, że w całej okolicy jest o nie bardzo trudno. Andrzej załatwiał z policją i strażą miejską zamknięcie części ulicy przy kinie, żeby dało się zaparkować rozsuwaną przyczepę, oczywiście pożyczoną od zaprzyjaźnionych właścicieli, w której była garderoba, lub przywieźć artystów i sprzęt. Muzycy tej miary musieli mieć porządny fortepian, po prostu nie wypadało sadzać ich przy iluzjonowym pianinku.

Zadziwiające było to, że wszystko się udawało siłami dosłownie paru osób. Mimo tego, że całość odbywała się na wariackich papierach, dzięki naszej pasji wszystko było dopracowane i nie było żadnej wpadki. Do tego mieliśmy Was, wspaniałych wolontariuszy i kiedy na ostatnią chwilę dopinaliśmy wszystkie drobiazgi, wy pilnowaliście sytuacji na miejscu i mieliście wszystko na oku.

- Dzisiaj pewne rzeczy są po prostu oczywiste, jednak w tamtych czasach urastały do rangi problemów nie do przeskoczenia. Pamiętam, że dużo trudności było z tłumaczeniem tych filmów.

Pokazy odbywały się z taśmy filmowej, a filmy były w obcych wersjach językowych. Nie można było zatrudnić lektora, bo przecież do każdego filmu była muzyka na żywo. Jedynym sposobem było rzucenie napisów z tłumaczeniami na osobny ekranik stojący obok głównego ekranu. Do tego jednak potrzebny był laptop. W tamtych czasach laptop to było coś niemal nieosiągalnego, w Filmotece nie było jeszcze ani jednego. Udało nam się go pożyczyć od znajomego, który pracował w redakcji jednego z czasopism. Andrzej pilnował go jak oka w głowie i nikogo do niego nie dopuszczał, bo to był naprawdę skarb.

- Mogłabyś przytoczyć jakieś niecodzienne, nieprzewidziane wyzwanie, z którym przyszło Wam się zmierzyć?

Marie-Hélène Lehérissey Méliès pokazywała filmy Georgesa Mélièsa komentując je na żywo ze sceny i własnoręcznie robiąc efekty dźwiękowe. Potrzebowała do tego m.in. deski. Ale skąd w kinie wziąć deskę? Znów poszłyśmy do kabiny projekcyjnej. Janek wygrzebał dla niej jakąś deseczkę. Po chwili walnęła nią w stół, aż odskoczyliśmy, po czym spokojnie stwierdziła „Będzie dobra”. Potem trzeba było jeszcze znaleźć dla niej kij.

- Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane ze Świętem?

Cudowne było to, że od gości dostawaliśmy niesłychane wyrazy uznania. Czasem ustnie, czasem nawet na piśmie.

Bardzo miło wspominam jeszcze jednego wyjątkowego, choć nie zagranicznego gościa: Marka Kondrata, który podczas tych pierwszych edycji zapowiadał filmy. Do dziś pamiętam jak wspaniale, z pięknym francuskim akcentem zapowiadał gości z Francji. Mieć na Święcie TAKIEGO konferansjera to było naprawdę coś!



Rozmawiał: Michał Pieńkowski

Kontakt

Filmoteka Narodowa – Instytut  Audiowizualny
www.fina.gov.pl

ul. Wałbrzyska 3/5
02-739 Warszawa
tel: +48 22 38 04 902
tel: +48 22 38 04 904
e-mail: kancelaria@fina.gov.pl

Kino Iluzjon 
www.iluzjon.fn.org.pl

ul. Narbutta 50a 
02-541 Warszawa
tel.  +48 22 848 33 33
        +48 22 182 46 41
e-mail: kasa.iluzjon@fina.gov.pl