SHERLOCK HOLMES

SHERLOCK HOLMES

Sherlock Holmes

(Essanay Film Manufacturing Company, USA, 1916)  

Reż.: Arthur Berthelet, scen.: H.S. Shelon, na podstawie sztuki Williama Gillette’a

Obsada: William Gillette (Sherlock Holmes), Ernest Maupain (professor Moriarty), Edward Fielding (Doktor Watson), Marjorie Kay (Alice Faulkner)

DCP 117’, tinta, tablice/napisy: PL/ENG, restauracja 2015, źródło: SFSFF

Alice Faulkner po śmierci siostry dziedziczy listy następcy tronu jednego z europejskich krajów, z którym zmarła miała tragicznie zakończony romans. Korespondencja może wywołać skandal, więc sekretarz księcia prosi Sherlocka Holmesa o jej odzyskanie. Cenne listy chce także przejąć szajka małżeństwa Larrabee. Wkrótce do gry włącza się demoniczny profesor Moriarty… 

Odnaleziona po latach ekranizacja apokryficznej sztuki Williama Gillette’a i jedyny filmowy zapis pierwszego ikonicznego wcielenia genialnego detektywa. Dla wielbicieli Sherlocka Holmesa to dzieło bezcenne.

Sceniczny „Sherlock Holmes”, wykorzystujący wątki opowiadań Arthura Conan Doyle’a „Skandal w Czechach” i „Ostatnia zagadka” oraz powieści „Studium w szkarłacie”, wzbogacony o obowiązkowy wówczas wątek miłosny – od broadwayowskiej premiery w 1899 roku święcił triumfy po obu stronach oceanu. William Gillette, wybitny amerykański aktor i dramaturg, był pierwszym odtwórcą roli Sherlocka silnie z nim utożsamianym. To on ukształtował wizerunek detektywa z zakręconą fajką i charakterystyczną czapką. Publiczność go pokochała, a sam Conan Doyle podziwiał.

Ekranizacja była, spóźnioną niestety, próbą ratowania wytwórni Essanay. Wierna wobec sztuki, z broadwayowską obsadą, zdecydowanie wyszła poza konwencję sfilmowanego teatru. Magnesem przyciągającym publiczność był 63-letni Gillette.

Film zebrał świetne recenzje, a trzy lata później miał swoją premierę we Francji. I to właśnie negatyw francuskiej kopii eksportowej odnaleziono w 2014 roku w zbiorach Filmoteki Francuskiej. Z okazji repremiery odrestaurowanej cyfrowo wersji Russell Merritt napisał: „Dzięki odnalezieniu filmu Gillette awansuje z bycia legendą do rangi celuloidowej postaci. Bez wątpienia widzowie będą się różnić w ocenie tego czy innego aspektu filmu. Jednak każdy, kto zobaczy tę interpretację, będzie – jak sądzę – doświadczać skoku adrenaliny, jaki odczuwali najpierwsi wielbiciele Gillette'a”. (KW)

 

5 kwietnia | godz. 19:00 | kino Iluzjon

muzyka na żywo: Jachna/Buhl/Ziołek

Sherlock Holmes

Ziemia zatrzęsła się w 2014 roku, gdy kuratorka Céline Ruivo ogłosiła, że „Sherlock Holmes” Williama Gillette’a został odnaleziony w skarbcu Cinémathèque française (Filmoteka Francuska). Film z 1916 roku, z udziałem Gillette’a i oparty na jego sztuce, od dawna uznawano za kluczowe brakujące ogniwo w ekranowej historii Sherlocka, za jedyną możliwość zobaczenia jego archetypu, który dla pokoleń aktorów określił wygląd, ruchy i styl ubioru detektywa. Sztuka Gillette’a oczywiście ocalała i kilkakrotnie była ożywiana jako utwór z epoki wiktoriańskiej. Ale bez Gillette’a zawsze brakowało w niej mitycznego jądra. Teraz po raz pierwszy możemy sami ocenić aktora, którego Vincent Starrett nazwał magiczną osobowością, pobłogosławioną wyjątkowym darem wcielania się w Sherlocka.  


Kopia, która się zachowała, to negatyw wysłany do Francji po pierwszej wojnie światowej. Oryginał to dziewięciorolkowy pełny metraż, natomiast europejską premierę miał w postaci serialu, w którym każdy z czterech odcinków otrzymał odrobinę krzykliwy tytuł. Ten, w którym Sherlock zostaje zwabiony do Stepney Gas Chamber, nazywa się teraz, złowieszczo i myląco „Une nuit tragique”; zgodnie też z najlepszą serialową tradycją każdy odcinek rozpoczyna się od podsumowania ubiegłego tygodnia. Poza tym, na szczęście, jedyne zmiany są w planszach. Niektóre przeniesiono lub usunięto, wszystkie przetłumaczono naprędce. Niemniej obraz pozostał nienaruszony. Według naszej najlepszej wiedzy nie brakuje ani jednej klatki.  

Prawie tak samo dobra jak film jest historia jego powstania. Nim Gillette rozpoczął zdjęcia, jego dramat, podobnie zresztą jak on sam, mieli status zabytków z innej epoki. Film miał premierę w roku 1916, gdy sztuka Gillette’a miała już niemal 17 lat i zdążyła zarobić fortunę dla producenta z Broadwayu Charlesa Frohmana, czołowego impresario teatralnego owych czasów. Ale Wielka Wojna rozpoczęła nową epokę. Nasza opowieść zaczyna się, gdy Frohman decyduje się wydać na niebezpieczeństwo ze strony U-Bootów i odbyć coroczny rejs, by doglądać swoich wielkich teatralnych holdingów w Londynie i Paryżu. Nie udało mu się. 1 maja 1915 w Nowym Jorku wszedł na pokład skazanego na zgubę RMS Lusitania i zginął u wybrzeży Irlandii.  

Po śmierci Frohmana jego kompania teatralna weszła w fazę upadku, nie przygotowawszy żadnej dużej produkcji na sezon 1915–1916. Nowy dyrektor, młodszy brat Frohmana Daniel, błyskawicznie przekonał Gillette’a, by ten ożywił swój nieśmiertelny przebój. Gillette szybko zebrał obsadę, by dać premierę na Broadwayu, grając naprzemiennie „Sherlocka Holmesa” i „Secret Service”, kolejny swój hit, a następnie ruszył z nimi w trasę.  

Krótka trasa zakończyła się w Chicago, gdzie Essanay Film Manufacturing Company zgodziła się nakręcić według jego szlagieru film fabularny, łącząc członków trupy Gillette’a ze stałymi współpracownikami studia. Aktorzy grający Watsona, czarny charakter Madge Larrabee, kasiarza Sida Prince’a, pazia Billy’ego oraz Formana (wtyczkę Sherlocka) pochodzili z broadwayowskiej kompanii. Jeśli umiecie czytać z ust i znacie sztukę na pamięć, zauważycie, że Gillette i jego aktorzy przerzucają się kwestiami z produkcji scenicznej niezależnie od tego, co mówią plansze. Jest też Moriarty – francuski aktor Ernest Maupain, który, jak twierdzą napisy, pochodzi z trupy Sary Bernhardt. To bez wątpienia prawda, ale był także jednym ze stałych współpracowników Essanay, specjalistą od ról komediowych, i w filmie szefuje ekipie pochodzącej niemal w całości z Essanay. Moriarty i jego poplecznicy to weterani komediowych i dramatycznych krótkich metraży Essanay.


Tak więc dzięki tej łączonej obsadzie oraz adaptacji scenariusza i reżyserii, podpisanych przez dwóch innych bywalców Essanay, Gillette stworzył swój jedyny film fabularny. Dobra wiadomość – wspaniała wiadomość! – okazała się jeszcze lepsza, niż można się było spodziewać. Jeśli bowiem obawiacie się jednej z tych drewnianych adaptacji utworu scenicznego z ołowianą pracą kamery i sztywnymi, sztucznymi interpretacjami, będziecie mile zaskoczeni. Prawda, film jest znacznie wierniejszą adaptacją sztuki niż obraz Johna Barrymore’a, który powstał sześć lat później, i ma problemy z niektórymi osławionymi „najlepszymi momentami”. Jednak reżyser Arthur Berthelet daje fabule oddech, a film ma cudowny rytm. Przede wszystkim jednak ma Gillette’a w roli Sherlocka Holmesa. Publiczność była zachwycona.  


Zła wiadomość jest taka, że film został wyprodukowany przez wytwórnię ostatkiem sił produkcyjnych. W roku 1916 Essanay był dinozaurem, reliktem ery przedwojennej, kiedy dziesięcio- i dwudziestominutowe filmy grane były w małych kinematografach. Znamienne, że jedna z ich największych gwiazd, Charlie Chaplin, który grał wyłącznie w filmach krótkometrażowych, właśnie w chwili przybycia Gillette’a zdezerterował ze statku, a więc nasz Sherlock nigdy nie spotkał się w Essanay ze swoim najsławniejszym Billym. Oznaczało to również, że produkcja Gillette’a była jednym z nielicznych pełnych metraży wytwórni Essanay, jedynym, który zarobił pieniądze, i w dodatku spóźnionym. Premiera odbyła się tuż przed zamknięciem wytwórni.  


To, że film w ogóle się zachował, zawdzięczamy George’owi Spoorowi, szefowi Essanay, który zorganizował europejską premierę bynajmniej nie z racji słabości do Gillette’a czy samego filmu. Francuskie ogłoszenia nie wspominają ani o Gillettcie, ani nawet o Arthurze Conan Doyle’u. Spoor usiłuje raczej ostatkiem sił wykorzystać modę na Sherlocka i nieustanną popularność wielkich francuskich seriali niemych – „Fantomasa” (1913), „Wampirów” (1915) i „Judex” (1917) – nie wspominając już o amerykańskich serialach z Pearl White, które wzięły powojenną Francję szturmem. W takim razie serial o Sherlocku Holmesie. Premierę miał z niejaką pompą w Le Palais de la Mutualité 10 grudnia 1919 roku, a potem, już bez pompy, przepadł bez śladu.


Czego możemy się spodziewać, skoro się odnalazł? Film nie tylko dobitnie uzmysławia, jak Gillette-aktor wpłynął na nasze wyobrażenie Sherlocka, ale także w jakim stopniu Gillette-dramaturg zdefiniował nasze wyobrażenie Moriarty’ego. Zanim pojawiła się sztuka Gillette’a, Conan Doyle wydał ich obu na śmierć nad wodospadem Reichenbach, nie zamierzając przywracać do życia. Gillette musiał samodzielnie ożywić Moriarty’ego, wprowadził też frapujące zmiany.  


Moriarty, na jakiego Gillette natrafił w opowiadaniu „Ostatnia zagadka” z 1893 roku, był dziwakiem czystej wody, samotnikiem, pająkiem, który siedzi bez ruchu w swoim gabinecie, odizolowany tyleż od swojego gangu, co od nas. Odmieniony Moriarty jest u Gillette’a mózgiem operacji, który działa nie z gabinetu, ale własnymi rękoma w podziemnej bazie. Rozmaite postaci wchodzą i wychodzą, dzięki czemu może wykrzykiwać rozkazy, przeklinać Sherlocka i stawiać do pionu krnąbrnych członków gangu. Chociaż wciąż tytułowany jest profesorem, utracił wszelkie związki ze środowiskiem akademickim. Nie jest też chudym jajogłowym w długim płaszczu, nie bardzo jest też myślicielem. To nadpobudliwy czarnoksiężnik obsesjonat.   


Na szczególną uwagę zasługuje baza, jaką Gillette zapewnia Moriarty’emu. Pośród wymyślnej scenografii dla nowego „Napoleona zbrodni” mistrz rządzi za pomocą diabelskich machin, najnowocześniejszej techniki i niezliczonych map, które dosłownie dają do zrozumienia, że świat jest w jego rękach. W filmie wytwórni Essanay „najnowocześniejsza” wciąż oznacza liczne aparaty telefoniczne, domofon, brzęczyki, automatycznie otwierające się drzwi i mały miotacz ognia, który powstrzyma gości przed przeglądaniem prywatnych dokumentów Moriarty’ego. Ale żeby zrozumieć, dokąd to wszystko zmierza, warto dokonać porównania z adaptacją sztuki Gillette’a wytwórni Goldwyn, nakręconą sześć lat później. Teraz podziemia Moriarty’ego wyposażone są w tajemnicze migające światła, dyktafon i elektroniczną komnatę tortur. Czyżby centra dowodzenia z „Goldfingera” i „Operacji Piorun” były już blisko?


Ten Moriarty nie tylko ucieka z Reichenbach, ale wymyka się także Sherlockowi. W odróżnieniu od Sherlocka jest swoistą inspiracją dla złoczyńców, którzy pojawią się w przełomowych produkcjach kinematografii światowej. Jeśli Sherlock, podobnie jak gatunek detektywistyczny w którym dominuje, nigdy nie wymyka się z ograniczeń kina niemego klasy B, Moriarty Gillette’a wznosi się ponad to, staje się archetypem geniusza zła i opanowuje wyobraźnię reżyserów i scenarzystów całego świata. Wielcy kina niemego, od Fritza Langa po Siergieja Eisensteina, wzorują swoich genialnych kryminalistów i podziemne kwatery główne na Moriartym.  


Niemniej nikt nie szedł na sztukę Gillette’a ani na jego film, żeby zobaczyć Moriarty’ego – tylko żeby zobaczyć samego Gillette’a. Czy zatem dorównuje on własnej legendzie? Jak się ma do wszystkich znanych nam Sherlocków, od Wontnera i Rathbone’a po Wilmera, Cushinga, Bretta, Cumberbatcha i resztę?  


Pod pewnymi względami wszyscy sławni Sherlockowie jakby wyszli potem „spod igły” Gillette’a. Ale film ujawnia także odcięcie się Sherlocka od swoich następców. Jeśli Basil Rathbone, Peter Cushing i Jeremy Brett są pełni napięcia – najwyższa struna E w Sherlockowych skrzypcach – Gillette to najniższa G, ujmujący i nieporuszony. Jest on patrycjuszowskim Sherlockiem ‘par excellence’, w gamaszach, jaskółce, kamizelce, smokingu, szlafroku. Od początku słynie z niewzruszenia. Ale podobnie mocne wrażenie robi jego delikatny dotyk: nikt jak on nie gładzi rozmaitych powierzchni i nie obchodzi się z probówkami, cygarami, rewolwerem. Kiedy zajmuje się sejfem i fortepianem Larrabee’ego, szukając wskazówek, to jakby czytał Braille’a.


Ważniejsze jednak, że Sherlock Gillette’a żyje w swoim własnym świecie, zupełnym i hermetycznym. Nowsze adaptacje ujawniają przyjaźń Sherlocka i Watsona jako źródło przygód. Tutaj Watson, podobnie jak paź Billy, Moriarty i inni, to jedynie satelity krążące wokół słońca.  


Jeśli miłośnicy Sherlocka z lat 40. i 50. byli ostatnim pokoleniem, które widziało Gillette’a na scenie, my jesteśmy ostatnim, które zna go tylko z legendy. Dzięki odnalezieniu filmu Gillette awansuje z bycia legendą do rangi celuloidowej postaci. Bez wątpienia odbiorcy będą się różnić w ocenie tego czy innego aspektu filmu. Jednak każdy, kto zobaczy tę interpretację, będzie – jak sądzę – doświadczać skoku adrenaliny, jaki odczuwali najpierwsi wielbiciele Gillette’a.  

Russell Merritt

 tłumaczenie: Antoni Beksiak 

Źródło http://www.silentfilm.org/archive/sherlock-holmes

  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: SFSFF/CF
  • Sherlock Holmes

    źródło: Library of Congress
  • Sherlock Holmes

    materiały promocyjne filmu / Moving Picture World 3.06.1916